niedziela, 28 lipca 2013

HOUL ZAKUPOWY :)

Cześć dziewczyny! Prosiłyście mnie o post na temat moich ostatnich zakupów, także postanowiłam go zrobić dla Was. Nic specjalnego nie zakupiłam, są to głównie produkty potrzebne mi na co dzień, a że zbliża się dzień wyjazdu ... to trzeba było zrobić niewielkie zapasy ;-) Nie będę przedłużać, przejdę do rzeczy:


Farba do włosów L'oreal Preference - kolor Y9 Hollywood (Bardzo jasny blond) koszt: 31,99.
Zakupiona w Rossmannie. W cenie regularnej. Jeśli chodzi o farby do włosów, to ja już dawno nie używałam żadnej z tzw "wyższej półki'' raczej stawiałam na Garniera, Joannę, jednak moja kuzynka robi tą farbą już 3 raz i kolor jest cudny. Zobaczymy co z tego wyjdzie jutro, albo pojutrze ;)

Podkład Rimmel Match Perfection, kolor: 101 classic ivory. Koszt: 36,99. Posiada SPF 18. (dużo, no ale....) Na temat tego podkładu słyszałam zarówno pochlebne, jak i niepochlebne opinie, natomiast od dawna miałam chęć, by go spróbować, a że mam dość duży problem z doborem idealnego koloru dla mnie, ten wydawał się dość zbliżony. Nie jest on najjaśniejszym odcieniem - najjaśniejszy był wręcz porcelanowy. Okaże się, czy wypał - niewypał. :)


Błyskawiczna odżywka bez spłukiwania GLISS KUR firmy Schwarzkopf. Koszt: 9,99 (cena promocyjna w Rossmannie, cena regularna to 16,99) Możecie zajrzeć do Rossmanna i ją dorwać! Ma chyba 5 odsłon, ja mam do włosów zniszczonych i przesuszonych. Ja jestem zakochana w tych odżywkach, są cudownym dodatkiem do pielęgnacji włosów przede wszystkim rozjaśnianych, blond, które trudno rozczesać. :)


Tak naprawdę puder z serii Lovely Wibo, ale ja traktuję go jako bronzer. Tutaj mam 4, najciemniejszy. Poprzedni jeszcze posiadam końcówkę był 3-ką, chociaż dla bledzioszków mógłby być idealny. Koszt to coś około 10 zł. Ja go kocham, ma delikatne drobinki, prawie niewidoczne, jest tani, nie robi krzywdy. Dostępny w Rossmannie. 

Pędzelek do nakładania pudru z serii for you Beauty z Rossmanna. Kupiony na wakacje ;) Koszt: 9,99. 

Nawilżający żel pod prysznic z olejkiem migdałowym z Johnson'a. 400 ml. Koszt: 11,99.
Jak dla mnie numer jeden, i pod względem wydajności jak i zapachu! Świetnie nawilża przesuszoną skórę. Dostępny w 4 rodzajach, w wersjach litrowych również.

Dezodorant z atomizerem firmy Adidas. Oczywiście męski, 75 ml. Koszt około 15 zł. Kupiony dla mojego chłopaka na imieniny ;) Dodatkowo kupiłam koszulkę, ale już zapomniałam zrobić zdjęcie :D Zapach bardzo mi się podoba. 

Mleczko łagodzące do demakijażu twarzy i oczu z Biedronki. Koszt około 5 zł. Kupiłam na wyjazd, zamiast płynu micelarnego... dorwałam ten Biedronkowy, ale nie kupiłam, gdyż pod koniec ostatniej butelki zaczął szczypać mnie w oczy i twarz... :( 

Peeling do ciała z Perfecta SPA. Koszt: 18,99. Kupiłam o zapachu pomarańczy z wanilią. I szczerze przyznam, że przy jego zapachu odpływam. Na dodatek ma konsystencję dosyć ubitą, piaskową - świetnie ściera nasz naskórek! Jedyne co mnie odstrasza od niego to cena... 19 zł za 225 ml. No, ale... 

Żel myjący do twarzy z Perfecty. Kupiłam również na wyjazd. Koszt to koło 6-7 zł. Dostępny w Rossmannie.

I tak z innej beczki ... kupiłam sobie sumplement diety znany wszystkim :) Co by sobie poprawić stan włosów, skóry i paznokci (przede wszystkim włosów, buuu! :D) Zobaczymy czy zadziała. Kupiłam w promocji za 9,99 :)


I to by było na tyle jeśli chodzi o HOUL ZAKUPOWY ;-) Miałyście któryś z tych produktów? Jak wasze wrażenia? Podzielcie się nimi koniecznie!

Całuję !!!!

środa, 24 lipca 2013

Libster Award :)

Na początku DZ-IĘ-KU-JĘ! Dostałam dwie nominacje do Libster Award, z czego jestem bardzo zadowolona! :) Odpowiadam więc na zadane mi pytania jednocześnie publikując swoje, dla blogów, które ja nominuję. Lista będzie się uzupełniać, także obserwujcie bacznie ;) Zabieram się do pracy.
Pierwsze pytania z bloga: http://rubinowe.blogspot.com (osobiście zapraszam, jest to miejsce dla lakieromaniaczek!) :) taka moja autoreklama, a co!
Pytania i odpowiedzi:
Jaki masz model telefonu? Odpowiedź brzmi: Mam dwa telefony. Pierwszy model to:  LG Swift l3, a drugi to Samsung Galaxy Mini 2.
Jakie są twoje zainteresowania?Odpowiedź brzmi: Oczywiście na pierwszym miejscu wymienię modę, urodę i zdrowie. Zaraz po tym, na liście zainteresowań możecie ujrzeć u mnie języki obce, oraz muzykę - dosłownie. Śpiewam i mam w planach nauczyć się gry na gitarze ;) trzymać kciuki!
Jaką lubisz muzykę?Odpowiedź brzmi: Jestem otwarta na każdy rodzaj muzyki, pomijając jazz. Przy disco lubię się ubawić do łez, a co!
Ile masz lat?Odpowiedź brzmi: Skończone 20.
Jaki jest Twój ulubiony film?Odpowiedź brzmi: 8 mila.
Jaka jest Twoja ulubiona pora roku?Odpowiedź brzmi: Wiosna! :)
Lubisz rozmyślać o przyszłości?Odpowiedź brzmi: Teraz już nie. Co ma być to będzie.
Masz jakieś zwierzę? Jeśli tak to jakie?Odpowiedź brzmi: Niestety JUŻ nie...
Gdzie chciałabyś pojechać na swoje wymarzone wakacje?Odpowiedź brzmi: Nieważne gdzie, jeśli jest się z kimś z kim wspaniale spędza się czas miejsce nie ma znaczenia...
Bez jakiego kosmetyku nie wyobrażasz sobie życia?Odpowiedź brzmi: Antyperspirantu :D
Co lubisz jeść?Odpowiedź brzmi: Sałatkę z brokułami, twarożek ze szczypiorkiem i pomidory ze śmietaną :)
Pytania z bloga: http://kosmetyczkapodpacha.blogspot.com/ (również serdecznie zapraszam do odwiedzania!) :)


Jakie miejsce na Ziemi jest dla Ciebie rajem?

Odpowiedź brzmi: Mój pokój.

Ile osób liczy Twoja najbliższa rodzina?

Odpowiedź brzmi: 3.
Masz zwierzę? Jakie?
Odpowiedź brzmi: Na chwilę obecną nie mam ...
Ulubiona herbata?
Odpowiedź brzmi: Lipton! ;>
Najsmaczniejsza potrawa, którą kiedykolwiek jadłaś to....?
Odpowiedź brzmi: Pierogi mojej Babci!
Najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłaś do tej pory?
Odpowiedź brzmi: Zdecydowałam się zrobić prawo jazdy i przebrnąć przez WIĘZIENIE zwane Word-em. :D
Od kiedy blogujesz i o czym?
Odpowiedź brzmi: Kiedyś prowadziłam bloga w rodzaju pamiętnika, dziś, od niedawna o urodzie i kosmetykach, które używam i chcę Wam polecać. :)
Lato/Zima?
Odpowiedź brzmi: W każdej porze coś ładnego się znajdzie.
Bez czego nie ruszasz się z domu?
Odpowiedź brzmi: Bez telefonu.
Jesteś uzależniona od czegoś? Od czego?
Odpowiedź brzmi: zakupoholizm rozszerzający się!!!!!!!!!!!
Wino białe, czy czerwone?
Odpowiedź brzmi: Czerwone.

Moje pytanka:
1)  Pieniądze i kariera, czy rodzina i spokojne życie?
2) Ulubiony kolor?
3) Miesiąc, który kojarzy Wam się ze wspaniałym wspomnieniem? 
4) Morze, Mazury, czy Góry?
5) Dlaczego prowadzisz bloga?
6) 3 najważniejsze wartości, którymi kierujesz się w życiu.
7) Na sportowo czy elegancko? jaki styl ubioru lubisz bardziej?
8) Wymarzone miejsce na zaręczyny? 
9) Ile chciałabyś mieć dzieci? Chłopiec, dziewczynka? A może l.m? :))
10) Czego najbardziej nie tolerujesz u drugiego człowieka i dlaczego?

Nominuję;

Listę będę powiększała :)
Buziaczki!

Pójdźmy tanim kosztem... Biedronka i Rossmann.

Cześć dziewczyny :*
Ze względu na moją nieobecność, z powodu braku internetu, posty się nie pojawiały. Dlatego też, postanowiłam nadrobić zaległości i za jednym zamachem napisać Wam opinię na temat 3-ech produktów, które ostatnio używałam i które kupiłam tzw. tanim kosztem w Biedronce oraz Rossmannie. Żeby nie przedłużać, od razu przejdę do rzeczy. 

  • Pierwszym omawianym produktem będzie delikatny żel-krem łagodząco-oczyszczający do twarzy z Biedronki. Seria oczywiście wszystkim znana BEBEAUTY. Osobiście do demakijażu używałam płynu micelarnego firmy Marion, jednak kiedyś skuszona opiniami wielu dziewczyn z Youtube, koleżanek sięgnęłam po micel z Biedronki. Początkowo byłam zachwycona - świetnie dawał sobie radę z makijażem, zmywał nawet nieźle oczy (makijaż mam zazwyczaj dosyć wyrazisty/mocny) także dawał radę. Niestety pod koniec buteleczki zaczął szczypać mnie w oczy. Potem kiedy chciałam go "wykończyć" na zmywanie twarzy również szczypał. Stwierdziłam, że więcej go nie kupie - w mojej Biedronce nadal można go spotkać, a podobno miał być wycofany? Przechodząc do meritum - jeśli chodzi o ten żel-krem, na początku było odwrotnie. Używając go na początku stwierdziłam, że nie daje sobie rady z makijażem tak jak jego kolega - micel. Owszem zmywał makijaż, ale na dwa razy. Dodatkowo ciężko było mi zmyć oczy, pozostawiał wiele smug na powiekach, rozmazywał wszystko. Mimo świetnego zapachu, który czuć jeszcze po dłuższym czasie od mycia twarzy, jego działanie pozostawiało wiele do życzenia. Stwierdziłam, więc że będzie idealny do przemywania twarzy bezpośrednio po płynie. Twarz dzięki niemu jest miękka, delikatna, i ślicznie pachnie. W tej roli sprawdza się idealnie. Koszt tego produktu to 4,99. Cena nie powala, działanie również. Ale nie oznacza to, że TANIE znaczy ZŁE. Po prostu u mnie się to nie sprawdza. Osoby, które noszą delikatny makijaż - spokojnie mogą sobie go zakupić. Z takim stuprocentowo sobie poradzi.



  • Kolejnym produktem z serii BEBEAUTY jest peeling do ciała o zapachu winogron. Koszt to coś około 6-7 zł. Można go dostać co jakiś czas w Biedronce, standardowo nie znajdziemy go na półkach z kosmetykami. Jest to produkt, który będzie pasował osobom, nie lubiącym grubych ścierających peelingów. Ma dość rzadką konsystencję, 200 ml, plastikowe opakowanie - które jest plusem, jest bardzo lekkie, drobinki są wyczuwalne, ale nie powodują, iż nasza skóra zaczerwienia się po użyciu produktu. Z pewnością nie zadziała antycellulitowo, ponieważ jest zbyt delikatny. Ma też chemiczny zapach, który utrzymuje się w łazience bardzo długo - osobiście mi winogrono się podoba, ale mango było mdłe. Dostępny jeszcze w zapachu borówkowym. Ogólnie dobry produkt, ale bardzo niewydajny. Starcza mniej więcej na 5-6 użyć. Jednak ja go polubiłam, fajnie sprawdza się, kiedy nasza skóra potrzebuje czegoś więcej niż zwykłego żelu, a w tygodniu już używaliśmy mocnego peelingu (zazwyczaj takie używa sie max. 2 razy w tygodniu), tego można używać kilka razy. Nie ma przeciwwskazań :)



  •  Trzecim i ostatnim już produktem będzie pianka do golenia z Isany. Produkt  Rossmannowski, pokochany od pierwszego użycia! Cena pianki to coś około 4-5 zł. Ja  kupiłam na promocji za 3,99. Ma piękny, wręcz cudowny brzoskwiniowy zapach! Na dodatek  radzi sobie świetnie z mocnymi włoskami, za tak niską cenę. Używam jej już od jakiś 2  miesięcy i się nie zawiodłam. Po co wydawać ponad 15 zł na piankę do golenia za samą  markę? Pianka z Isany nie tylko cudownie pachnie, ale jest porównywalnie dobra z piankami  typu Gillette. Na dodatek jest bardzo łatwo dostępna w sieciówkach Rossmann. Można ją  dostać także w fioletowej odsłonie (jednak ja tej nie używałam jeszcze). Więcej nie ma  sensu się rozpisywać. Polecam piankę w 100% ! Tania, wydajna i skuteczna.  Zaoszczędzicie naprawdę sporo kasy!



I NIESPODZIANKA...

Wspominałam, że wygrywa jedna osoba w konkursie. Owszem nadal tak pozostaje, jednak ... w sierpniu spodziewajcie się kolejnego konkursu, tym razem z "podium" ! :) Wygrają 3 osoby i zwiększone szanse od samego startu będą miały osoby, które biorą udział w bieżącym konkursie. Zapraszam więc do udziału!


poniedziałek, 15 lipca 2013

Beautyblender - hit? Poszukajmy czegoś w zastępstwie...

Jest 2:30 w nocy, a ja grasuję po necie, o ludzie !

Dziewczyny nagrałam w końcu pierwszy filmik. Niestety wyszła klapa! Nie dość, że światło beznadziejne (byłam zmuszona, działać nocą, to jeszcze głośność okropnie zła. Do 3 minuty jest w miarę ok, ale kolejne 3:30 już coraz gorzej - mam nadzieję, że mi wybaczycie. W dodatku, wkradła się muzyka w tle... która dodatkowo zagłuszała -efekt zabawy programem. W następnym kombinować nie będę!) 

Dlatego też postanowiłam zrobić dodatkowo recenzję (krótką) mojego nowego nabytku tak jak obiecałam na facebook'u. :) Mam nadzieję, że Wam ona pomoże w podjęciu decyzji o swoim zakupie - oczywiście, jeśli w ogóle nad tym myślicie. Ale nie przedłużając zabieram się do pisania konkretów.

BEAUTYBLENDER - oryginalny to gąbka w kształcie charakterystycznego różowego jajka. Nie zawiera lateksu i jest bez zapachu. Jej opływowy kształt pozwala na precyzyjne nałożenie podkładu i korektora bez pozostawiania smug i nierówności. Aby nałożyć podkład wystarczy namoczyć Beautyblender, który dwa razy powiększy swoją objętość, wąską końcówką można nałożyć korektor w trudno dostępne miejsca a szeroką podkład i róż.  Przede wszystkim makijaż wygląda bardzo naturalnie, podkłady wtapiają się w skórę i w ogóle nie widać, że jesteśmy umalowane. Przy tym można uzyskać dobre krycie i je stopniować w razie potrzeby. Skóra wygląda świeżo i gładko. Tak samo dzieje się używając tzw. podróbki jajka, czyli produktu, który ja zamówiłam. Czym się różni? Jak dla mnie dwiema rzeczami. Kształtem - bo taki sobie wybrałam i sprawą, która mnie osobiście zasmuca - bez specjalnego płynu do mycia beautyblendera - który dostaje się przy oryginalnym, zwykłą letnią wodą nie da sie domyć do końca naszego blenderka. Nie zmniejsza on też swojej objętości, ale akurat to nie jest ważne. Wygląda to mniej estetycznie, ale muszę to jakoś zdzierżyć. Jajko przyjdzie w najbliższym czasie, więc umyje i gruszkę tym płynem ;) Zauważyłam też, że taka aplikacja zdecydowanie przedłuża trwałość makijażu. Trzymał się ponad 8 godzin, a to naprawdę rekordowy czas, jeśli chodzi o moja osobę!

I teraz ... podsumowanie.
Mam mieszane uczucia, bo jestem naprawdę zadowolona z beautyblendera PODRÓBKI, gdyby nie fakt że zamiennik vel podróbka z allegro za 14,90 zł jest dla mnie praktycznie identyczna w działaniu jak oryginalne jajko, wcale nie zamawiałabym go, bo to żadna różnica w sumie nie będzie (próbowałam nakładania podkładu u przyjaciółki wcześniej, stąd mogę porównać ;) ). A "oryginalne" jajo kosztuje 80 zł... co najmniej 80. Ceny wahają się od 80 do 100. Gdy doliczymy koszt przesyłki, kwota robi się piorunująco ostraszająca, a to cacuszki jest naprawdę na wagę złota. W filmiku mówiłam, ale tu się powtórzę. DZIEWCZYNY, nie warto byście kupowały oryginalne jajo, zwykły zamiennik za 15 zł wystarczy, aby nasz makijaż i czas jego tworzenia stał się o połowę krótszym i przyjemniejszym czasem. :) Ja jestem zdecydowanie na TAAAAAAAAAK!!!! 

zdjęcia:




Na ostatnim zdjęciu widać to zabrudzenie i pozostałości po podkładzie i bronzerze. 

Buziaki! :)

REGENERUJEMY ZNISZCZONE KOŃCÓWKI!

Witam moje perełki ;) 

Bardzo dziękuję za wszelkie komentarze, polubienia mojego facebooka, udzielanie się pod postami zarówno tu, jak i tam. Bardzo motywujecie! Już na dniach, będzie konkurs - mam nadzieję, że Wam się spodoba. Nagród nie zdradzę, ale mogę powiedzieć, że zestaw będzie składał się z trzech elementów :) Ale więcej, już niedłuuuuugo! Tymczasem, chciałabym dziś poruszyć temat zniszczonych końcówek - gdyż sama takowe posiadam niestety. 

Pewnie wiele z Was ma farbowane włosy. Wszystko jeszcze jest do przeżycia, jeśli farbujemy się na ciemniejsze kolory - takie farby nie posiadają rozjaśniacza, więc niszczą Nasze włosy o 50% mniej niż te rozjaśniające. Oczywiście włosy, różnią się w dotyku od naturalnych, czasem rozdwajają się, ale zapewne nie sypią/mniej łamią. No właśnie... Jeśli chodzi o dziewczyny używające farb rozjaśniających, rozjaśniaczy samych w sobie tak dobrze już nie jest. Sama jestem szatynką i od prawie 3 lat farbuję się na blond. Na początku byłam nim zafascynowana, podobał mi się właściwie każdy odcień u kogoś innego, ale marzył mi się bardzo jasny blond. Po trudach, udało mi się go zrobić. Jakoś 1,5 roku temu przed Studniówką postanowiłam sobie włosy przefarbować na kolor ciemniejszy. Na początku był to czekoladowy brąz, potem palona kawa z Joanny, a na końcu czerń. Wszystko wyglądało bardzo ładnie, włosy pasowały mi idealnie do kreacji jaką sobie wymarzyłam, dodatków... (czarno-czerwone) jednak po 2 miesiącach zaczęłam tęsknić do blondu (kwestia przyzwyczajenia?) nie mam pojęcia. Znowu zaczęła się walka ze schodzeniem z ciemnych na jasne. Włosy jak to włosy, ich kondycja straciła na wartości. Starałam się używać jak najmniej rozjaśniaczy samych w sobie, ale na początku było to niestety konieczne. Pierwsze zabiegi wykonywałam pod okiem fryzjerki, potem już sama w domu. Dzisiaj mam straszne przesuszone, łamliwe włosy. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze lokówka, prostownica - teraz używam ich rzadziej, ale zdarza się, jeśli jest jakaś specjalna okazja by wyglądać jak człowiek ;) Włosy słabo rosną, nie są zdrowe, są również porozdwajane. Nie chcę ich ścinać, bo szkoda mi długości. Mam je mniej więcej do połowy ramion - więc też szału nie ma. Zaczęłam szaleć na ich punkcie. Zrezygnowałam z agresywnych, pełnych parabenów szamponów - zastępując szamponem o łagodnym składzie, w skrócie szamponem Babydream dla niemowląt. Jest świetny, bardzo dobrze oczyszcza skórę głowy, jedynym minusem jest to, że te włosy plączę. W moim przypadku odżywka jest niezbędna. Używam ich przeróżnych, również jedwabiu. Przez to włosy myję codziennie, ewentualnie co drugi dzień, bo strasznie mi je obciążają. Antidotum na końcówki znalazłam jakiś miesiąc temu całkiem przypadkowo. Koleżanka poleciła mi serię masek z Ziajki. Ona miała białą, nie pamiętam do jakiego rodzaju włosów, ja natomiast dobrałam sobie odpowiednią dla siebie. Przeznaczona jest generalnie dla całości włosów, ale ja używam jej tylko i wyłącznie na końce. Dzięki niej nie puszą się, mniej się łamią, są mocniejsze i wyglądają na zdrowsze, niż w rzeczywistości są. Jest tania jak barszcz (koszt to około 7,00 zł) dostępna właściwie wszędzie. Ja swoją kupiłam w markecie w swoim mieście. Wydajna, ja mam prawie cały słoik jeszcze, używając jej przy każdym myciu. Pachnie przepięknie, mogłabym mieć taki krem do ciała ;) Jednym słowem jestem z niej bardzo zadowolona. I na pewno kupię ją ponownie. Po co przepłacać niewiadomo jakie pieniądze na maski, które są reklamowane, a nie dają efektów? Przekonałam się już kolejny raz, że Ziaja spełnia obietnice producenta. STAWIAM NA ZIAJĘ! Postaw i Ty! (to nie forma reklamy, to moja opinia na temat produktów tej marki, którą osobiście kocham <3)




niedziela, 14 lipca 2013

Ulubieniec do rąk. Johnson's body care 24hour Moisture

Cześć Kochane!

Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. Mam nadzieję, że jeszcze jakaś z Was tam zajrzy. Możecie tam znaleźć recenzję podkładu Bell, oraz zdjęcie przed nałożeniem podkładu i zaraz po. Różnica jest ogromna, także zapraszam raz jeszcze. A dzisiaj przychodzę do Was z ulubieńcem (moim oczywiście) do rąk. Jak wiecie nasze dłonie narażone są na różnego rodzaju przesuszenia, podrażnienia zarówno zimową porą, jak i latem. Ważne by dbać o ich nawilżenie, czasem również natłuszczanie - bo w końcu dłonie są wizytówką kobiety. Najczęściej wybierałam kremy, które były i do rąk i do paznokci w jednym, jednak 2 tygodnie temu będąc w Rossmannie stwierdziłam, że pokuszę się w końcu na coś innego. Bez chwili zastanowienia sięgnęłam po krem Johnson's. Nie dość, że kojarzy mi się z dzidziusiami (Wam też? :D) to na dodatek jego opakowanie jest po prostu cudne! Cena również zadowalająca, bo za 100 ml produktu płacimy od 6-9 zł. Także to niewiele. Jest bardzo wydajny, wystarczy naprawdę niewiele go nanieść, żeby starczyło na rozsmarowanie dwóch dłoni. Ma przepiękny oliwkowy zapach, szybko się wchłania (nie wiem, czy musimy odczekać nawet 30 sekund?), nie zostawia tłustego filmu, którego ja osobiście nienawidzę i rzeczywiście nawilża skórę. Moje dłonie były ostatnio w opłakanym stanie, strasznie przesuszone. Przez 2 tygodnie stały się mięciutkie, nawilżone, miłe w dotyku. Uważam, ten krem za dobry zakup i na pewno do niego wrócę. Chociaż o kupnie następnego póki co nie muszę myśleć, bo ten jest naprawdę wydajny! Jak możecie zobaczyć na zdjęciu (zdjęcie robione wczoraj) nawet nie widać efektu "wciśnięcia". Zużyłam może 1/4 opakowania. 

Jedyne co może odpychać to skład, który niestety jakiś rewelacyjny nie jest. Ale jeśli chodzi o pielęgnację dłoni, to ja osobiście się skusiłam i nie żałuję. :)


Dla ciekawych, proszę oto i on ;)

A Wy? Macie swoich ulubieńców? Jeśli tak, to jakich? Podzielcie się tym z Lajną!

sobota, 13 lipca 2013

Podkład Bell - Long Lasting Mat super cover.

WITAJCIE ! :*

Jak wiecie wiele z nas ma problemy ze skórą, a dokładniej z cerą. Niewiele ma idealnie gładką cerę, bez żadnych wyprysków. Niestety ja należę do grupy z cerą problematyczną już od bardzo dawna. W okresie dojrzewania cała moja twarz pokryta była trądzikiem różowatym – do dziś pamiętam jak bardzo wstydziłam się chodzić do szkoły z tym okropieństwem na twarzy! Pierwsze „syfki” pojawiły się u mnie w I klasie gimnazjum. Przez całe 3 lata nie używałam żadnego fluidu, ponieważ na okrągło jeździłam po różnych dermatologach, którzy przepisywali co rusz, jakąś nową CUDOWNĄ maść, która miała zdziałać cuda. Otóż, żadna z nich cudów nie zdziałała. Nie zmniejszyła mojego trądziku nawet w 10%. Cera była zaróżowiona, szczególnie w okolicach górnych części policzków oraz na czole. Wiadomo, czoło zawsze można było zakryć grzywką, ale co z resztą? Nie jedną noc przepłakałam, modląc się, żeby to świństwo chociaż w połowie dało mi spokój. Używałam wielu toników, ale żaden nie pomagał. W końcu minimalną różnicę zauważyłam używając zwykłej maści cynkowej, która wysuszała te krostki. Kosztowała grosze, a pomogła o wiele bardziej niż preparaty kosztujące po 30,40 zł. Kiedy poszłam do LO, trądzik trochę odpuścił, jednak moja cera wciąż była pokryta jakimiś wypryskami. Wtedy patrząc na inne – nowo poznane dziewczyny, postanowiłam, że ja też zacznę używać sobie jakiegoś podkładu. W końcu one dzięki temu wyglądają o wiele ładniej. Pamiętam, że moim pierwszym podkładem był jakiś w tubce z Lirene. Trudno było mi dobrać odcień, bo byłam (i zresztą w sumie nadal jestem :( ) totalnym bledziuchem. Trochę się odznaczało, ale w połączeniu z kremem dawało radę. Jako że, bycie nastolatką ma swoje prawa po jakiś 2-3 miesiącach owy podkład się znudził. Cóż, trzeba było szukać czegoś innego. No i od tej pory zdążyłam zużyć już chyba z 10 podkładów i tak naprawdę żaden nie jest jeszcze „miłością mego życia”. Ciągle takiego poszukuję, coraz częściej zastanawiam się nad kupnem Revlon Color Stay – w sumie tyle osób go zachwala, ale jeszcze nad tym myślę. Ostatnio będąc w biedronce dostrzegłam w dziale Bell – podkład Long lasting Mat super cover – też w tubce. Zaciekawiona zaczęłam przebierać w pudełkach (podkład zapakowany jest właśnie w małe, smukłe pudełeczko) i szukać odcieni. Niestety szata graficzna jest strasznie uboga. Są chyba tylko 3 odcienie z czego najjaśniejszy czyli 01-beige wcale do najjaśniejszych nie należy. Ma poświatę lekko oliwkową, więc dla bladych osób się nie nada – chyba, że w okresie wakacyjnym, kiedy nasza cera złapie troszkę promieni słonecznych (tak jak w moim przypadku :D) Kosztował dokładnie: 9,90. Kiedyś z tego co słyszałam w biedronce można było go dostać za cenę 6 zł. Natomiast w Naturze widziałam go w cenie 14,99. Także najlepiej upolować go na promocji w biedronce :) Ale przechodząc do rzeczy…



Nie wiem jak Wy, ale ja zawsze przed tzw „cichymi dniami” kobiety – każdego miesiąca ;), dostaję na twarzy więcej krostek. W sumie na dzień dzisiejszy nie mam aż takich problemów z cerą jak dawniej, jednak raz w miesiącu jej stan ulega pogorszeniu. Cieszę się w sumie, że akurat teraz on trwa, bo mogę pokazać Wam jak świetnie kryje podkład o którym mówię. Najlepszy efekt krycia odda Wam to zdjęcie:


Przed / Po

Wielka różnica, prawda? :)

Jak widzicie zdjęcie przed nałożeniem podkładu wygląda tragicznie. Niestety dzisiaj strasznie źle spałam, więc od razu przepraszam – mam nadzieję, że się nie przestraszycie :D Natomiast zdjęcie po nałożeniu podkładu pokazuje, że on bardzo ładnie wtapia się w cerę. W sumie nie widzę większego odróżnienia od mojego wyjściowego koloru skóry.
+ plusy produktu:
  • cena: bardzo przystępna i myślę, że na każdą kieszeń. Jeśli szukamy dobrze kryjącego i matującego podkładu to ten będzie odpowiedni. Cena oscyluje od 9 do 15 zł, jednak tak jak wcześniej wspomniałam – najlepiej polować na niego w Biedronkach! Ma on 30 ml – czyli standardowa tubka. Często się pojawia, więc nie powinno być z tym większego problemu. Myślę, że 9 zł to niewiele, natomiast ja kupiłabym go nawet za to 15, ponieważ sprawuje się świetnie! Na okres letni jak dla mnie okazał się idealny.
  • wydajność: Jest bardzo wydajny. Wystarczy spokojnie na 2 miesiące przy regularnym stosowaniu (czyli codziennie). Ma 30 ml, ale wystarczy niewielka ilość by pokryć niedoskonałości.
  • nie pozostawia efektu maski: Jest to podkład, który u mnie przynajmniej nie zostawia efektu maski. Nigdy nie mam po nim smug, cieni. Świetnie się rozprowadza. Najlepiej przed nałożeniem mieć jakąś bazę w postaci kremu. Ja używam aktualnie kremu na dzień matującego z Nivea, wymiennie z kremem nawilżająco-koloryzującym Solutions Vip z Avon.
  • zapach: Nie śmierdzi jak większość podkładów. Pachnie aloesem, który ma w swoim składzie :)
- produktu:
  • dostępność w dobrej cenie: Cóż… podkład w niskiej cenie można znaleźć tylko w marketach Biedronka. W Naturze kosztuje już prawie połowę więcej, ale tak jak wspominałam według mnie warto go kupić.
  • trwałość: Cóż, na mojej twarzy trzyma się około 4 godzin od nałożenia. Nie jest to dużo, ale lekkie poprawki i wszystko wygląda w porządku. Zresztą, jeśli o tę kwestię chodzi – wszystko jest indywidualne.
Wypadałoby pokazać Wam dokładnie jak on wygląda (dodam, że pod oczy użyłam również korektora - niewyspanie... wiecie o co chodzi :) )

Podkład oryginalnie, zapakowany w pudełko. Ja już go nie mam :/

Tak wygląda ten podkład. Myślę, że wielu Wam znany :) Podobno ma zmienioną szatę graficzną na białą, ale ja osobiście w tej odsłonie jeszcze go nie widziałam. Na twarzy oprócz podkładu, nałożone mam na okolice oczu korektory naturalny i rozświetlający z Celia Kosmetic. :) Również świetny produkt, ale recenzję o nim zrobię już oddzielnie. Przed nałożeniem podkładu i korektora, oczywiście przemyłam twarz tonikiem. Aktualnie używam:

Koszt na promocji w Rossmannie to 10,49 :)

Kochane! To by było na tyle, jeśli chodzi o dzisiejszy post w kategorii makijażu. Mam nadzieję, że Wam się spodobał. Jeśli używacie któregoś z tych produktów i macie o nich inną opinie, inne doświadczenia – PISZCIE! :) Jeśli macie jakieś pytania, to kierujcie je na adres: imaginianka@wp.pl. Odpiszę na każdy e-mail. Zachęcam też do klikania „lubię to” na moim fanpag’u. Link do niego: http://www.facebook.com/pages/Lajnamakeup :) :) :) Zapraszam serdecznie.
W poniedziałek ruszy kanał na YT. Ale o czym będzie pierwszy filmik, nie zdradzę, niech to pozostanie niespodzianką. Pozdrawiam i ślę buziaki! :*